Święta.
W każdej kulturze
i religii to znaczy co innego, dla każdego znaczy co innego.
Żyjąc w Nigerii patrzyliśmy
z bliska na wielkie święto Muzułman, Ramadan. Wtedy w latach 80-tych moja
wiedza o Islamie wyniesiona ze studiów pozwalała rozumieć istotę religii, ale
zupełnie czym innym, o wiele bardziej fascynującym, było z bliska obserwować życie codzienne Muzułman, ich religijne
zachowania, obrzędy, święta.
Muzułmanie - dzisiaj wiemy
na ten temat bardzo dużo, ale czy nie jest to obraz zbyt wykrzywiony? Przez
pryzmat 11 września, 7 lipca, aspekt terrorystyczny to niestety pierwsze
skojarzenie. Trwające bezustannie krwawe zamieszki religijne w Nigerii, też tego
obrazu nie poprawiają. W moich jednak wspomnieniach z lat 80-tych, życie w muzułmańskiej
prowincji, wśród Muzułman wyglądało tak samo, jak i w wielu innych miejscach,
gdzie później przyszło mi jeszcze żyć.
Co innego zapada jednak w
pamięć.
Pamiętam pierwszy raz
usłyszany śpiew muezina wzywający na modlitwę, zawsze niesamowicie brzmiący, przejmujący.
Zawsze, gdziekolwiek jestem w pobliżu meczetów z przyjemnością wsłuchuję się w
te egzotycznie brzmiące dźwięki.
W czasach pracy w Banku Światowym moje
obowiązki dość często wiązały się z pobytem w Turcji. Zawsze planowałam podróż
tak by chociaż na jeden dzień znaleźć się w Stanbule. Zatrzymywałam się w najstarszej
części miasta, tuż obok Pałacu Topkapi, w niewielkim hoteliki przerobionym z
dawnego karawanseraju. Ayasofya Konaklari. Dzisiaj, po kolejnych modernizacjach, to dość ekskluzywne miejsce, wtedy to był dość tani hotelik, ale o niezwykłej atmosferze.
Zawsze rezerwowałam pokój możliwie wysoko, tak by jego
okna wychodziły na wieże Błękitnego Meczetu. Jakaż to była niesamowita
chwila stać w otwartym oknie nad ranem, ponad dachami budynków widzieć wieże
meczetów i słuchać śpiewu muezinów.
Ale to były lata 90-te,
zanim tragedie XXI wieku wykrzywiły nieodwracalnie obraz Islamu. Potrafię nadal
rozdzielić czyste wartości wierzeń religijnych, związanych z nimi obrzędów od
ekstremalnych wypaczeń w pojmowaniu misji religijnej. Byłam w Londynie w lipcu 2005 roku, w niewielkiej odległości
od Tavistock Square, placu na którym
i ja, i mój syn bywaliśmy niemal codziennie. Pomimo to, obce jest mi
jakiekolwiek generalizowanie i widzenie w każdym wyznawcy Islamu terrorysty i
zamachowca.
Tak jak nie każdy Katolik to moherowy słuchacz
Radia Maryja, tak nie każdy Muzułmanin to ekstremistyczny terrorysta.
A śpiew
muezina zachwyca mnie nadal.
Ale wracając do zaryjskich
wspomnień. Pamiętam kolegów z
uniwersytetu wychodzących z dywanikami ze swoich biur, by po dokonaniu
rytualnego oczyszczenia odbyć modlitwę. Właśnie to oczyszczanie, symboliczne, w
garstce wody, widziało się wszędzie. A kiedy przychodził czas postu, Ramadan,
wieczorami, po zachodzie słońca zapach palonych ognisk i gotowanych uczt
roznosił się wokół.
Ramadan, tak jak nasza
Wielkanoc, nie ma stałej daty. Jest dziewiątym miesiącem kalendarza muzułmańskiego,
opartego na fazach księżyca. Ramadan, święty miesiąc kiedy zaczęło się
objawianie Koranu, to czas postu. Od świtu do zmierzchu nie wolno absolutnie
nic jeść, ani pić, zakazane jest także palenie papierosów. Ostatni posiłek
spożywany jest tuż przed świtem, zanim muezin rozpocznie swój śpiew. Po
zmierzchu przy wspólnej uczcie kończy się dzień, a uczta ma być dzielona z
biedniejszymi, bo dobre uczynki, to obok umartwiania ciała nieodłączny składnik
postu.
Z tego co pamiętam, przynajmniej oficjalnie, ten post był przestrzegany bardzo rygorystycznie, co w upale, bez możliwości picia wody musiało być bardzo trudne.
Koniec Ramadanu to wielkie
święto, rozpoczyna się wielkie celebrowanie przy suto zastawionych stołach,
konieczne jest kupienie nowych ubrań, dokładne wysprzątanie całego domu, zapraszanie gości i znajomych,
obdarowywanie się prezentami.
I tu od razu muszę zaznaczyć - nie znam przypadku by na takie uczty został zaproszony ktoś z nas, białych. Odmienność kulturowa, inne warunki życia, myślę, że to były główne powody. Nasze kontakty w pracy i poza nią ograniczały się do zdawkowych rozmów i uprzejmości.
I tu od razu muszę zaznaczyć - nie znam przypadku by na takie uczty został zaproszony ktoś z nas, białych. Odmienność kulturowa, inne warunki życia, myślę, że to były główne powody. Nasze kontakty w pracy i poza nią ograniczały się do zdawkowych rozmów i uprzejmości.
Dlatego też zaproszenie na uroczystości kończące Ramadan a odbywające się w Pałacu Emira było czymś wyjątkowym. Dostało je wiele polskich rodzin i myślę, że był to gest ze strony władz uniwersytetu, także by pokazać urodę tego wydarzenia. Tak więc jako nieliczni biali i ja, jako jedyna chyba kobieta obejrzeliśmy te konne parady, procesje, bardzo barwne widowisko. To był jedyne raz, w następnych latach zaproszenie już się nie powtórzyło.
Z samej uroczystości nie pamiętam zbyt dużo poza tym, że były to niesłychanie barwne parady, a uczestnicy swoimi odświętnymi strojami dodawali jeszcze urody wydarzeniu.
Bez względu na wagę święta i elegancję całego stroju te klapki widoczne na ostatnim zdjęciu były podstawowym obuwiem większości Nigeryjczyków. Dobre na klimat, łatwe do umycia, łatwe do zdjęcia w meczecie.
Zapamiętałam jeszcze jedną ważną informację - nigdy nie podawać niczego lewą ręką. Ta służy bowiem do ablucji, oczyszczania, i to w każdych okolicznościach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz