W latach 1981-1987 mieszkałam w Zarii, w północnej Nigerii. Ten blog to próba utrwalenia tamtych niezwykłych lat, przeżyć, piękna Afryki, świata z innej epoki, ważnego fragmentu mojej przeszłości. Blog powstał wiele lat po moim powrocie do kraju, zdjęcia pomagały przywrócić wspomnienia, ale jest ich za mało, w dodatku większość zdjęć przepadła. Blog jest zamknięty, ale komentarze i pytania są mile widziane.

1 grudnia 2013

Jedziemy do Yankari



Yankari - park narodowy, rezerwat dzikich zwierząt w północno-wschodniej Nigerii był w naszych planach niemal od początku. Safari w Yankari - o tym się mówiło na naszych campusowych spotkaniach, uzgadniało termin i plany wyprawy. Tak wyprawy, bo nie wchodziła w grę indywidualna wycieczka jednym samochodem. Prawdopodobieństwo zniknięcia na zawsze było spore. W najlepszym razie mogło się skończyć utratą samochodu oddanego uzbrojonej bandzie napastników. Kawalkada samochodów była trudniejsza do pokonania. Wreszcie korzystając z przerwy w wykładach i jeszcze nie najwyższych temperatur trwającej pory suchej ruszyliśmy w grupie kilku polskich rodzin.




Po drodze co i raz zatrzymywaliśmy się by podziwiać, obserwować, robić zdjęcia, np. przeprawie przez rzekę. Na szczęście nasz droga nie wiodła na drugą stronę tej rzeczki.

Kolejna wioska



Drzewo chlebowe, na które Panowie musieli wejść i łan zboża z żywym strachem na wróble.



Dołączyłam do niego, by dowiedzieć się dlaczego tak stoi w jednym miejscu, stąd wiem, jaką funkcję pełnił.
Im dalej na północ tym bliżej Sahary i nie widziane w okolicy Zarii wielbłądy, tutaj coraz są liczniejsze.



Wreszcie dojechaliśmy.





Po opłaceniu wjazdu na jedziemy dalej. Wkrótce widać już nasze przyszłe miejsce noclegowe.


Zajęliśmy domki. Ulepione z laterytowej gliny są typowe dla niemal całej północnej Nigerii. W środku podstawowe wyposażenie, ale na szczęście okna są zamykane. Dlaczego na szczęście? Ano już wkrótce mieliśmy pierwszych gości.


Ponieważ zaczęliśmy wypakowywać przywiezione przysmaki przy otwartych oknach wielkie pawiany postanawiają skorzystać z naszej oferty. Nasze wrzaski jakoś je odstraszają. Nie na długo i niezbyt daleko, o czym wkrótce się przekonam.

Yankari to nie tylko wielki obszar z mnóstwem gatunków dzikich zwierząt. To także miejsce unikalnych źródeł o stałej temperaturze ponad 30 st. C. Wikki Springs to szeroka na 13 m, głęboka na blisko dwa metry (nie wszędzie) krystalicznie czysta woda.

Zatem idziemy do kąpieli do źródeł.



Porządek musi być - tablice informują, gdzie można prać, gdzie idą turyści i wyżsi rangą pracownicy.




Po kąpieli powrót do naszych chat. Nie bez przygód. Jeden z zaczajonych pawianów widząc w moich rękach jakieś pomarańczowe przedmioty, prawdopodobnie biorąc je za owoce, rzuca się w moim kierunku i wyrywa mi z rąk poduszki do pływania mojego synka.

Trochę przerażające doświadczenie. Na zawsze mam dość pawianów. 

A że trudy podróży, kąpiel w ciepłych źródłach dają o sobie znać, do tego planowane na wczesny ranek safari - większość z nas idzie spać. Wytrwałe męskie grono kontynuuje długie Polaków rozmowy.

Nic to. Jutro SAFARI. 


Dodam jeszcze, że takie afrykańskie safari w dzisiejszych czasach, to nic takiego. Każdy może wybrać się do Kenii, Senegalu, czy Zambii, to jedynie kwestia zawartości portfela. Wtedy ta nasza samodzielna wyprawa przez Nigerię wydawała się niemal ekspedycją, i niewątpliwie byliśmy nielicznymi białymi osobami w rezerwacie. To co pozostało i nadal jest takie samo, to skala zagrożenia w ewentualnej podróży po Nigerii.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz