To co pozostało z tamtych lat, poza wspomnieniami i pożółkłymi fotografiami,
to przedmioty kupowane od domokrążców, na miejscowych bazarach, rzeczy które
zachwycały, albo były po prostu pamiątkami z Afryki. Pewnie naganna w gruncie
rzeczy sprawa, bo poza przedmiotami z drewna, kupowaliśmy też niestety te
wykonane ze skór zwierząt, z kości słoniowej. Ale to były tak ładne rzeczy…
Poza tym bardzo lubiłam
kiedy na podjeździe domu pojawiał się rower, a na nim obwieszony workami
handlarz afrykańskich pamiątek.
Zwykle miał też misternie ustawioną piramidę
przedmiotów na głowie i z tym wszystkim bardzo zręcznie poruszał się na
dwuśladzie.
Potem się zaczynało!
Wykładanie wszystkich
skarbów i zachwalanie przywiezionych przedmiotów. Najbardziej zaskoczył nas
jeden z traderów, który pokazując torebki użył słów "mała size, duża
size". Po kilku wizytach w polskich domach nauczył się kilku słów po
polsku.
Zwykle przywiezione
rzeczy to była mieszanka wszystkiego: rzeźby wykonane z hebanu lub mahoniu, trzcinowe
maty, kosze, koszyczki, dywaniki, torebki z krokodyla, węża, jaszczurki,
korale z najrozmaitszych materiałów, kamieni półszlachetnych, głównie z agatu,
malachitu, ale też miejscowe wyroby z wypalanej mieszanki szkła i gliny;
bransolety, pierścienie, zapinki....itd.
Było w czym wybierać, bo
zwykle obok straszliwej 'cepelii', były też naprawdę ładne i ciekawe rzeczy,
niekiedy całkiem stare, a wyroby z plecionki trzcinowej, to były istne cuda.
Siedzieliśmy więc przed domem oglądając te wszystkie skarby i powolutku
dokonując wyboru przyszłych zakupów. Powoli i bez emocji, bo przy targowaniu
zbytnie zainteresowanie zmniejszało nasze szanse na niska cenę. Moje umiejętności
targowania były bliskie zeru, za to Miro Senior bardzo szybko osiągnął niemal
mistrzostwo. Odchodzenie, zamykanie drzwi, kończenie zakupów, cały ten teatr
bawił go równie bardzo jak samego tradera, dla którego targowanie było najważniejszą częścią transakcji. Toteż traderzy doceniali
talenty mojego M. i zwykle ceny były zachwycająco niskie.
Szczególnie przy zakupach korali
Kupowaliśmy mnóstwo malachitowych ozdób, ale ja jakoś szybko rozdawałam je rodzinie i znajomym przy każdej wizycie w Polsce.
Nie oddawałam jedynie kości słoniowej, bo tej kupowaliśmy niewiele, a są to dla mnie wyjątkowo piękne ozdoby. Te zakupy to była miła odskocznia od codzienności, no i okazja do kupienia prezentów dla bliższej i dalszej rodziny, znajomych. W tamtych czasach nie było żadnej możliwości kupienia takich oryginalnych afrykańskich przedmiotów w Polsce. Dzisiaj, nie wychodząc z domu, można znaleźć w sieci każdą z tych rzeczy, ale nigdy nie będzie to to samo, co zakup po udanych targach, tego kawałka afrykańskiej przygody.
Trudno też sobie
wyobrazić powrót z Afryki bez takich przedmiotów. To była i jest nadal
cząstka Afryki, która wróciła ze mną do Warszawy, nadal mam wszystkie te
rzeczy, które wybrałam, by przypominały mi to, co w Afryce jest piękne, i za
czym tęsknię do dzisiaj, pomimo koszmarnych wydarzeń, trudnych przeżyć. Bo to
nie Afryka temu winna, tylko ludzie uwikłani w politykę, pazerni na władzę,
na pieniądze.
Afryka jest piękna, jedyna, niepowtarzalna.
Maty, kosze, koszyczki
Mankala w bardzo ozdobnej wersji
|
Dla mnie to naprawdę kawałek
Afryki w domu. Mam te figurki w różnych częściach domu, obok wielu innych
'kawałków' świata, który dane mi było penetrować przez następne niemal 30 lat.
Teraz, kiedy w oazie mojej działeczki nieco schroniłam się przed światem i
ludźmi, ten mój ukochany dom pełen najróżniejszych, egzotycznych przedmiotów
przypomina mi te miejsca, przywołuje dźwięki i zapachy Afryki, do której
jeszcze wracałam później.
Historia kontynentu afrykańskiego to tysiąclecia rozwoju i upadku kultur, bogactwo i mieszanka cywilizacji i zacofania, niezwykła forma ekspresji w każdym niemal przedmiocie. Mnie zawsze zachwycało, że zwykła tykwowa miska używana do przygotowania żywności była zawsze przepięknie udekorowana, a barwne tkaniny zmieniały biedę w tęczowe widowisko.
Historia kontynentu afrykańskiego to tysiąclecia rozwoju i upadku kultur, bogactwo i mieszanka cywilizacji i zacofania, niezwykła forma ekspresji w każdym niemal przedmiocie. Mnie zawsze zachwycało, że zwykła tykwowa miska używana do przygotowania żywności była zawsze przepięknie udekorowana, a barwne tkaniny zmieniały biedę w tęczowe widowisko.
Afryka jest kolorowa. Czerwona, wyschnięta ziemia, zielono-szare eukaliptusy, zawsze niesamowite zachody słońca, które tu wyglądają inaczej niż w Europie, wszelkie odmiany czerni i brązu w kolorze twarzy miejscowej ludności, tęczowe agamy, kwiaty i zieleń pory deszczowej...no i zapach, i śpiewy cykad wieczorem w tym gorącym, rozgrzanym powietrzu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz