W latach 1981-1987 mieszkałam w Zarii, w północnej Nigerii. Ten blog to próba utrwalenia tamtych niezwykłych lat, przeżyć, piękna Afryki, świata z innej epoki, ważnego fragmentu mojej przeszłości. Blog powstał wiele lat po moim powrocie do kraju, zdjęcia pomagały przywrócić wspomnienia, ale jest ich za mało, w dodatku większość zdjęć przepadła. Blog jest zamknięty, ale komentarze i pytania są mile widziane.

9 grudnia 2013

Pamiątki z Afryki



To co pozostało z tamtych lat, poza wspomnieniami i pożółkłymi fotografiami, to przedmioty kupowane od domokrążców, na miejscowych bazarach, rzeczy które zachwycały, albo były po prostu pamiątkami z Afryki. Pewnie naganna w gruncie rzeczy sprawa, bo poza przedmiotami z drewna, kupowaliśmy też niestety te wykonane ze skór zwierząt, z kości słoniowej. Ale to były tak ładne rzeczy…

Poza tym bardzo lubiłam kiedy na podjeździe domu pojawiał się rower, a na nim obwieszony workami handlarz afrykańskich pamiątek. 

Zwykle miał też misternie ustawioną piramidę przedmiotów na głowie i z tym wszystkim bardzo zręcznie poruszał się na dwuśladzie.
Potem się zaczynało!

Wykładanie wszystkich skarbów i zachwalanie przywiezionych przedmiotów. Najbardziej zaskoczył nas jeden z traderów, który pokazując torebki użył słów "mała size, duża size". Po kilku wizytach w polskich domach nauczył się kilku słów po polsku.






Zwykle przywiezione rzeczy to była mieszanka wszystkiego: rzeźby wykonane z hebanu lub mahoniu, trzcinowe maty, kosze, koszyczki, dywaniki, torebki z krokodyla, węża, jaszczurki, korale z najrozmaitszych materiałów, kamieni półszlachetnych, głównie z agatu, malachitu, ale też miejscowe wyroby z wypalanej mieszanki szkła i gliny; bransolety, pierścienie, zapinki....itd.




 
Było w czym wybierać, bo zwykle obok straszliwej 'cepelii', były też naprawdę ładne i ciekawe rzeczy, niekiedy całkiem stare, a wyroby z plecionki trzcinowej, to były istne cuda. Siedzieliśmy więc przed domem oglądając te wszystkie skarby i powolutku dokonując wyboru przyszłych zakupów. Powoli i bez emocji, bo przy targowaniu zbytnie zainteresowanie zmniejszało nasze szanse na niska cenę. Moje umiejętności targowania były bliskie zeru, za to Miro Senior bardzo szybko osiągnął niemal mistrzostwo. Odchodzenie, zamykanie drzwi, kończenie zakupów, cały ten teatr bawił go równie bardzo jak samego tradera, dla którego targowanie było najważniejszą częścią transakcji. Toteż traderzy doceniali talenty mojego M. i zwykle ceny były zachwycająco niskie.
Szczególnie przy zakupach korali


Kupowaliśmy mnóstwo malachitowych ozdób, ale ja jakoś szybko rozdawałam je rodzinie i znajomym przy każdej wizycie w Polsce.

Nie oddawałam jedynie kości słoniowej, bo tej kupowaliśmy niewiele, a są to dla mnie wyjątkowo piękne ozdoby.



Te zakupy to była miła odskocznia od codzienności, no i okazja do kupienia prezentów dla bliższej i dalszej rodziny, znajomych. W tamtych czasach nie było żadnej możliwości kupienia takich oryginalnych afrykańskich przedmiotów w Polsce. Dzisiaj, nie wychodząc z domu, można znaleźć w sieci każdą z tych rzeczy, ale nigdy nie będzie to to samo, co zakup po udanych targach, tego kawałka afrykańskiej przygody.

Trudno też sobie wyobrazić powrót z Afryki bez takich przedmiotów. To była i jest nadal cząstka Afryki, która wróciła ze mną do Warszawy, nadal mam wszystkie te rzeczy, które wybrałam, by przypominały mi to, co w Afryce jest piękne, i za czym tęsknię do dzisiaj, pomimo koszmarnych wydarzeń, trudnych przeżyć. Bo to nie Afryka temu winna, tylko ludzie uwikłani w politykę, pazerni na władzę, na pieniądze.
 
Afryka jest piękna, jedyna, niepowtarzalna.
  
Maty, kosze, koszyczki



Mankala w bardzo ozdobnej wersji





Dla mnie to naprawdę kawałek Afryki w domu. Mam te figurki w różnych częściach domu, obok wielu innych 'kawałków' świata, który dane mi było penetrować przez następne niemal 30 lat. Teraz, kiedy w oazie mojej działeczki nieco schroniłam się przed światem i ludźmi, ten mój ukochany dom pełen najróżniejszych, egzotycznych przedmiotów przypomina mi te miejsca, przywołuje dźwięki i zapachy Afryki, do której jeszcze wracałam później.

Historia kontynentu afrykańskiego to tysiąclecia rozwoju i upadku kultur, bogactwo i mieszanka cywilizacji i zacofania, niezwykła forma ekspresji w każdym niemal przedmiocie. Mnie zawsze zachwycało, że zwykła tykwowa miska używana do przygotowania żywności była zawsze przepięknie udekorowana, a barwne tkaniny zmieniały biedę w tęczowe widowisko.

Afryka jest kolorowa. Czerwona, wyschnięta ziemia, zielono-szare eukaliptusy, zawsze niesamowite zachody słońca, które tu wyglądają inaczej niż w Europie, wszelkie odmiany czerni i brązu w kolorze twarzy miejscowej ludności, tęczowe agamy, kwiaty i zieleń pory deszczowej...no i zapach, i śpiewy cykad wieczorem w tym gorącym, rozgrzanym powietrzu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz