Jakie były realia edukacji
nigeryjskiej. Przede wszystkim kluczowe jest odniesienie do brytyjskiego
systemu edukacji, który jeszcze za czasów do roku 1960-tego, czyli roku
uzyskania pełnej niepodległości spod niemal półwiecza panowania Brytyjczyków, w
pełni ukształtował nauczanie na wszystkich szczeblach. Od 1914 roku była to
Kolonia i Protektorat Nigerii. 1 października 1960 powstała federalna republika
z własnym parlamentem, ale nadal podporządkowana Monarchii Brytyjskiej. Trzy
lata później Nigeria była całkowicie wolna z własnym wybieralnym w wolnych
wyborach prezydentem. Kolejne trzy lata później, jak wiemy, zdarzyła się
Biafra.
Brytyjski system edukacji oznaczał m.in., że nauczanie szkolne zaczyna się w wieku 5 lat. Ponieważ Miro urodził się w grudniu, we wrześniu kiedy ubrany w uniform szykował się do szkoły miał 4 lata i 9 miesięcy.
Brytyjski system edukacji oznaczał m.in., że nauczanie szkolne zaczyna się w wieku 5 lat. Ponieważ Miro urodził się w grudniu, we wrześniu kiedy ubrany w uniform szykował się do szkoły miał 4 lata i 9 miesięcy.
Problem? Nie w
przypadku Miro, ale zdaję sobie sprawę w kontekście polskiej dyskusji o nauce
6-ciolatków, że to nie zawsze jest tak. Nasz syn przyzwyczajony do czytania
książeczek, oglądania ich, chciał uczyć się czytania i pisania nawet wcześniej.
Oto kolejny "dokument"
Miro bardzo polubił tę
nigeryjską szkołę, a że była to nauka przez zabawę, nawet nie wiedząc kiedy,
zaczął szybko mówić po angielsku. Dzisiaj polski czy angielski to dla niego
języki równorzędne. I to jest pierwsza niekwestionowana korzyść z pobytu w
Nigerii.
I zdjęcie zagadka - Gdzie jest Miro?
Marta wkroczyła w szkolny
świat dużo później, ale od trzeciego roku życia kilka godzin dziennie spędzała
w grupie zabawowej.
Było to znacznie lepsze
rozwiązanie niż siedzenie w domu z opiekunką, szczególnie że grupą opiekowała
się rodowita Brytyjka, która osiadła w Nigerii na stałe, poślubiona
Nigeryjczykowi.
Po jakimś czasie Miro miał
jeszcze jeden, dodatkowy obowiązek - szkołę polską. Trzy razy w tygodniu.
System edukacji dla dzieci, których rodzice wyjeżdżali służbowo za granicę
(głównie chodziło o polskie placówki) powstał chyba w latach 60-tych. Tzw.
szkoły polskie tworzone na podstawie przepisów Ministerstwa Edukacji zapewniały
dzieciom realizowanie programu nauczania tak, by po powrocie mogły trafić do
klasy swoich rówieśników. I to była droga pod górę.
Dlaczego pod górę?
Przede wszystkim dlatego, że taka polska szkoła, chociaż była, to jej nie
było. Były osoby, które zgodnie z wymogami kuratorium uzyskiwały dokumenty
upoważniające je do prowadzenia Punktu Konsultacyjnego Zespołu Szkół
Ogólnokształcących, czyli w zależności od potrzeb (czyli liczby uczniów)
określenia programu, zdobycia podręczników, znalezienia nauczycieli. Punkt
uzyskiwał też prawo do wystawiania świadectw szkolnych.
Nauczyciele rekrutowali
się z.... nas. Każdy z nas brał na siebie przygotowanie i poprowadzenie w
czynie społecznym niezbędnej liczby godzin lekcyjnych w przedmiocie, w którym
był w stanie to robić. Ja np. miałam lekcje z historii i języka polskiego.
Biorąc pod uwagę liczbę
rodzin - ponad sto i zakres wiekowy dzieci - od 6 do 16 lat, pomimo łączenia
klas, tych godzin lekcyjnych było naprawdę sporo. Trzy popołudnia w tygodniu
kształtowaliśmy umysły polskiej młodzieży na obczyźnie. A potem, po powrocie
do domu trzeba było odrobić lekcje z własną latoroślą uzupełniając to, czego
podczas siłą rzeczy ograniczonych godzin lekcyjnych nikt nie był w stanie
przerobić.
Ale kiedy zbliżał się
czerwiec i data wręczenia świadectw była wyznaczona, wszyscy oddychaliśmy z
ulgą w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, a dodatkowo ta uroczystość
oznaczała rychłe pakowanie walizek i podróż do Europy. Każdego roku.
A jak wyglądała
uroczystość? Zdjęcia chyba mówią wszystko.
Zbieraliśmy się w
ogrodach jednego z piękniejszych domów na campusie
Nagrody czekają
Wręczenie świadectw Czas na grillowe przysmaki A oto pierwsze nigeryjsko-polskie świadectwo.
Nasza szkoła była chyba
najbardziej partyzancka, ze wszystkiego co można sobie wyobrazić.
Brak stałego miejsca, lekcje w naszych biurach lub
domach, brak podręczników, książek, ciągłe zmiany 'kadry' pedagogicznej
, choroby uczniów (malaria). Można by przypuszczać, że
te dzieciaki po zakończeniu tak specyficznej edukacji były kompletnie
niedouczone. Wprost przeciwnie. W większości powoli stawały siĘ
przemądrzałymi erudytami, z wiedzą znacznie wykraczającą poza program
szkolny. Przyczyny? Liczne.
Pierwsza to właśnie ta 'kadra pedagogiczna' - jaka szkoła podstawowa może poszczycić się nauczycielami z doktoratami, habilitacją, akademickim stażem? Bezwiednie poszerzaliśmy horyzonty naszych uczniów dyskutując z nimi o wszystkim co ich ciekawiło, co było nasza pasją. Ja na lekcjach polskiego czytałam ze starszymi uczniami np. Szaniawskiego, a abstrakcyjna absurdalność Profesora Tutki świetnie pasowała im do naszej ówczesnej rzeczywistości. Z braku innych rozrywek książka dość szybka stawała się nieodłącznym towarzyszem naszych campusowych dzieci. Kolejna przyczyna to dwie szkoły. Polska i miejscowa. Kompletnie inne podejście do uczenia, inny zakres przedmiotów, kontakt z zupełnie inną kulturą, przebywanie w jakże odmiennym środowisku, powodowało razem przyśpieszony rozwój intelektualny, emocjonalny tych dzieci. Dla zobrazowania zakresu przedmiotów na poziomie trzeciej klasy szkoły podstawowej załaczam obrazek 'Dzienniczka ucznia' |
Koniec roku szkolnego, czerwiec
oznaczały pakowanie walizek. Uniwersytet zapewniał nam bilety na trasie
Zaria-Warszawa, my dzięki 'uprzejmym' rozmowom w dziekanacie dokonywaliśmy
zmiany trasy podróży, co roku dodając dłuższy przystanek w innej europejskiej
lokalizacji. Madryt, Malaga, Barcelona, Rzym i okolice, Londyn, Berlin
Zachodni, w planach była Brazylia, Chile.
Ale o tym będzie później.
O jak dobrze się czyta te wspomnienia, w oczach mam moje szkoły - australijską i polską popoludniową... I tą przepaść między nimi...
OdpowiedzUsuńHm a czego uczą się dzieci w Nigerii? W przedszkolu zabawy, w szkole podstawowej i dalej? Jakie przedmioty? Nigdzie nie mogę się dokopać do takiej informacji:)
OdpowiedzUsuńw tej szkole kazdy dzien zaczynal sie od spiewania hymnu panstwowego na placu. Pozniej uczylismy sie w jednej klasie - przez jednego nauczyciela - wielu przedmiotow, w tym matematyki, jezyka angielskiego. Lekcje trwaly od 8 rano do 1 po poludniu.
OdpowiedzUsuńKiedy zaczęłam pisać mojego afrykańskiego bloga minęło wiele lat od wyjazdu z Nigerii. Wielu szczegółów nie pamiętam, to jest raczej kolekcja fragmentów życia, które najbardziej utkwiły w pamięci. Nie zawsze takie, jak było, bo to przecież tylko bardzo indywidualne impresje.
Usuń