W latach 1981-1987 mieszkałam w Zarii, w północnej Nigerii. Ten blog to próba utrwalenia tamtych niezwykłych lat, przeżyć, piękna Afryki, świata z innej epoki, ważnego fragmentu mojej przeszłości. Blog powstał wiele lat po moim powrocie do kraju, zdjęcia pomagały przywrócić wspomnienia, ale jest ich za mało, w dodatku większość zdjęć przepadła. Blog jest zamknięty, ale komentarze i pytania są mile widziane.

12 grudnia 2013

Dzieciństwo w Afryce



Dzisiaj chcę napisać o dzieciach w Afryce. 

Moich, nie tych biedakach zarabiających handlem od niemal urodzenia, czy biegających tłumnie za nami z wyciągniętymi brudnymi łapkami i wołających 'Dashi, dashi', proszących o pieniążek. To jednak jest obrazek znany na całym Bliskim i Dalekim Wschodzie, także dzisiaj.




Chcę napisać króciutko o mojej dwójce, ponieważ zdaję sobie sprawę, że można mieć wątpliwości co do naszej decyzji o wyjeździe z takimi małymi dziećmi do Afryki? Podejmować takie ryzyko, narażać dzieci?

Jak było w praktyce wiele już opisałam. Jedyna niebezpieczna sytuacja, kiedy Miro miał tę straszliwą szpitalną 'przygodę', tak naprawdę mogła wydarzyć się wszędzie. Uczulenie na leki mogło się pojawić kiedykolwiek, tylko czy wtedy byłby w pobliżu taki lekarz jak Sława?

Innych prawdziwych niebezpieczeństw nie pamiętam. Dzieciaki były tu całkiem szczęśliwe, żyły na otwartej przestrzeni, w bliskim kontakcie z naturą, w tym powolnym, spokojnym mijaniu dni, gdzie nikt, nigdzie nie gonił, gdzie był czas na wyprawy w teren, nad tamę, na farmę, na zbieranie kamyków, a kiedyś nawet skorpionów - na szczęście w porę zauważyłam.
Piknik na Górze Kufena



Spacer po Campusie


Kontakt z rówieśnikami z innego świata oczywiście miał ogromny wpływ na Miro. To nie tylko język, to od dziecka przyzwyczajenie się do odmienności, innego koloru skóry, innego zachowania i zaakceptowanie tego jako stanu absolutnie naturalnego.



Mnóstwo kontaktów z innymi dziećmi, nie tylko z Polski.



Swoboda w przechodzeniu z polskiego na angielski, o czym już pisałam, to sprawa nie do przecenienia.
Oczywiście wiek Miro miał tu kluczowe znaczenie. Spędził w Afryce lata od 5-go do 11-go roku życia. To czego się nauczył, pozostało. Inaczej w przypadku Marty. Przyjechała jako niemal niemowlę, potem miała rok przerwy w pobycie w Zarii, do tego dochodziła choroba, która z czasem okazała się być bardziej poważna i skomplikowana niż myśleliśmy. Do tego, albo raczej w wyniku tego dochodziły ogólne problemy rozwojowe.

Tak więc, zapewne każde dziecko może skorzystać z takiego 'światowego' epizodu inaczej, albo wcale. Jedno jest pewne - ich pobyt w Nigerii na pewno nie zaszkodził im w żaden sposób, a w przypadku Miro to były same korzyści.
Tu już niemal przy końcu pobytu, takie nieco większe dzieci Marta i Miro. 





3 komentarze:

  1. Trafiłam na Twój blog, Twoje historie, obraz Nigerii są wspaniałe. Uzupełniają mi wspomnienia mojego dziadka o Nigerii! Pozdrawiam i dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, cieszę się. Ciekawa jestem bardzo, kiedy to dziadek był w Nigerii, w jakich rejonach. Może się spotkaliśmy ;-)

      Usuń
  2. Krysiu, piękne wspomnienia, czasem mam dreszcze podczas czytania. Czytam i próbuję sobie wyobrazić pewne sceny. Przeżyłaś bezcenne chwile :) podziwiam Cię!

    OdpowiedzUsuń