Życie bez samochodu w
Afryce, gdzie publiczny transport zdecydowanie nie jest dla białych, gdzie
wszelkie odległości liczy się w kilometrach, gdzie temperatury czasem dochodzą
do 60 stopni po prostu nie jest możliwe.
Od początku czyniliśmy zatem starania,
by zdobyć środki na zakup jakiegoś pojazdu. Ostatecznie uniwersytet przyznał
nam zaliczkę na zagospodarowanie, w tym kupno samochodu. Ba. Od decyzji o
przyznaniu do pieniędzy w ręku droga okazała się długa, jak to w świecie, gdzie
pierwszą i zasadniczą odpowiedzią przy załatwianiu jakiejkolwiek sprawy jest:
"Przyjdź jutro". Come tomorrow to chyba najczęściej wypowiadane słowa
w Nigerii.
A jutro okazywało się, że
jest kolejne niezwykle często wypowiadane zdanie: "A co dzisiaj dla mnie
masz?" i tak powoli uczyliśmy się, jak załatwia się sprawy urzędowe w
Nigerii. Kolejne spotkania służyły
rozmowie, bo życie w Zarii dla nigeryjskiego urzędnika było dość nudne, a
interesant to okazja by pogadać. Tak czy inaczej, gdyby nie pożyczka pod zastaw
zaliczki od jednej z polskich rodzin, chyba zaczęlibyśmy szukać samochodu za
pół roku.
No i następna sprawa - nie stać nas było na nowy samochód, więc zaczęło się
szukanie po okolicznych warsztatach. W Nigerii dominowały wtedy garbusy. To był
taki nigeryjski mały fiat. Wiadomo było, że szukamy takiego właśnie samochodu i
przy pomocy kolegów, co o samochodach mieli pojęcie, wreszcie znaleźliśmy
całkiem ładny egzemplarz.
Nie mam zdjęcia tego właśnie samochodu, bo ten co stoi pod domem na zdjęciu poniżej, to już całkiem inny garbus.
Nie mam zdjęcia tego właśnie samochodu, bo ten co stoi pod domem na zdjęciu poniżej, to już całkiem inny garbus.
No tak, bo pierwsze dość szybko okazało się, że nasz nowy nabytek to jeden samochód, ale zrobiony z dwóch. Był po prostu zespawany na środku z dwóch kawałków karoserii. Sypać to on się zaczął już następnego dnia. Ale jakoś jeździł. Jak nie wiem, jako że wtedy jeszcze nie prowadziłam samochodu. Nie miałam prawa jazdy.
Wprawdzie odbyłam
niezliczoną liczbę jazd kursanckich w Anglii (bo kupiłam sobie złotego forda Capri
w roku 1973) ale za nic nie byłam w stanie nauczyć się jeździć w londyńskich
korkach, a tym bardziej zdać egzaminu.
Może to kwestia lewostronnego ruchu była? Chyba nie, bo kiedy po ponad dwudziestu latach zjechałam z promu w Harwich i ruszyłam w deszczową ciemną noc do Londynu, jakoś mi to nie przeszkadzało. Nawet nie zauważyłam, że jadę lewą stroną.
Może to kwestia lewostronnego ruchu była? Chyba nie, bo kiedy po ponad dwudziestu latach zjechałam z promu w Harwich i ruszyłam w deszczową ciemną noc do Londynu, jakoś mi to nie przeszkadzało. Nawet nie zauważyłam, że jadę lewą stroną.
No dość dygresji.
Samochód psuł się, był
naprawiany, stał się naszą skarbonką, ale był. Mogliśmy jechać do pracy, do
szkoły, po zakupy, po wodę, po mięso, do klubu, do znajomych....
Radość była wielka, aż tu
pewnego popołudnia siedzę w domu z Miro i robimy lekcje, kiedy pod dom
zaczynają się zjeżdżać samochody. Niby nic dziwnego, ale aż tak popularni nie
byliśmy. Co więcej, goście to byli nie tylko Polacy, ale też nigeryjscy
koledzy. W dodatku zachowywali się dziwnie i dość szybko wiedziałam, że coś się
stało.
Wszyscy jechali do mnie by po obejrzeniu wraku samochodu na poboczu drogi, wraku w którym szybko rozpoznawali naszego garbusa, złożyć mi kondolencje, pocieszyć, podtrzymać na duchu nieszczęsną wdowę.
Wszyscy jechali do mnie by po obejrzeniu wraku samochodu na poboczu drogi, wraku w którym szybko rozpoznawali naszego garbusa, złożyć mi kondolencje, pocieszyć, podtrzymać na duchu nieszczęsną wdowę.
Do głowy nikomu nie przychodziło, że mogło być inaczej. Toteż kiedy za jakiś czas pod dom podjechała policja w towarzystwie kierowcy wraku, część z moich gości była pewna, że widzi ducha.
Ja po zobaczeniu wraku też nie byłam w stanie zrozumieć jak mój małżonek wysiadł z tego samochodu i poszedł na policję.
Zderzenie było czołowe z tirem, który wyprzedzał nie bacząc na inne samochody, a już małego garbusa tym bardziej. Ściął kompletnie błotnik i koło od strony kierowcy, po czym impet uderzenia spowodował dachowanie. Nie znamy szczegółów wypadku, bo szanowny kierowca nie mógł ich pamiętać. Długo był w szoku.
Oto wrak
Potem też byliśmy popularni, bo wszyscy chcieli obejrzeć wrak garbusa, który
policja doholowała nam pod dom. Stał tam wiele miesięcy, zawsze wzbudzając
sensację. Potem po jakimś czasie staliśmy się posiadaczami nowiutkiego brazylijskiego
garbusa, też w kolorze pomarańczowym.
Radość była wielka.
A ja któregoś pięknego dnia, kiedy mój M. nie chciał mnie zawieźć do szkoły
polskiej, wsiadłam do tego cuda i pojechałam jakby nigdy nic. Od tamtej pory
wiem, że potrafię wszystko, tylko nie trzeba się bać, bo to paraliżuje i obniża
sprawność zarówno umysłową, jak i fizyczną. Wiara we własne siły dodaje
skrzydeł.
A na koniec samochodowej sagi dodam, że okoliczności w jakich rozstaliśmy się z naszym garbusem to materiał na triller, ale ten zachowam na koniec mojej afrykańskiej opowieści.
Niesamowite opowieści. Będę wirnym czytelnikiem :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Robercie, za komentarz i za jego treść :-) będzie bardzo miło, jeśli będziesz wracał do moich opowieści.
UsuńBędę wracał i to z wielką przyjemnością :)
Usuń