W latach 1981-1987 mieszkałam w Zarii, w północnej Nigerii. Ten blog to próba utrwalenia tamtych niezwykłych lat, przeżyć, piękna Afryki, świata z innej epoki, ważnego fragmentu mojej przeszłości. Blog powstał wiele lat po moim powrocie do kraju, zdjęcia pomagały przywrócić wspomnienia, ale jest ich za mało, w dodatku większość zdjęć przepadła. Blog jest zamknięty, ale komentarze i pytania są mile widziane.

25 listopada 2013

Z Warszawy do Zarii

Trzydzieści lat później jestem gotowa obejrzeć się za siebie i jeszcze raz odbyć podróż, która na zawsze odmieniła moje życie. Wcześniej nie potrafiłam pisać o czymś czego już dawno nie ma, nie ma mojej rodziny, nie ma tamtego domu, wszystko z czasem przepadło…

Kilka lat z życia, życia w Nigerii w latach 80-tych, czasach kiedy podróż zagraniczna była dana nielicznym, kiedy paszport był przedmiotem niedostępnych marzeń, a do tego podróż do kraju na czarnym lądzie, o którym wtedy, można było wiedzieć naprawdę niewiele.
No to jest połowa roku 1982. 
Kilka miesięcy po wprowadzeniu stanu wojennego, a nasza trzyosobowa rodzina opuszcza kraj, jadąc w nieznane. To inna epoka - nie ma Internetu, telefonów komórkowych, nie można tak jak dzisiaj znaleźć w Google informacji o tym, co czeka nas na miejscu, a każdy kontakt z krajem, z rodziną będzie wielkim wyzwaniem.
Trasa przed nami długa: Warszawa - Berlin Wschodni - Berlin Zachodni – Lagos – Kano - Zaria. 

Jak czuje się matka, która zabiera na taką wyprawę niespełna 5-cio letnie dziecko? To widać chyba najlepiej na naszym wspólnym paszportowym zdjęciu zrobionym podczas przygotowań do wyjazdu.

Co nas skłoniło do tego kroku?

Wszystko. 

Sytuacja rodzinna, uwikłanie w to co działo się wokół, okazja by wyjechać, ciekawość świata, ale także możliwość zarobienia nieco grosza, co dla dwojga naukowców na groszowych pensyjkach nie było bez znaczenia.
Okazją był kontrakt Pol-Serwisu dla mojego męża - kto żyje długo jak ja, to wie, co to było.


A że do Nigerii? Tam niewiele osób chciało jechać! Kraj biedny, skorumpowany, jeszcze ze śladami wojny biafrańskiej - domowej wojny pomiędzy muzułmańską północą a chrześcijańskim południem. O korupcji uczyliśmy się każdego dnia na własnej skórze, a religijne waśnie nie raz wyganiały nas w popłochu z Nigerii. Ale wracaliśmy.
Po pewnym czasie, Afryka jest jak nałóg, tęskni się za nią zawsze…
Uprzedzając fakty napiszę, że szczęśliwie dotarliśmy i zamieszkaliśmy w hotelu Kongo, skąd pochodzi to zdjęcie. 


A dlaczego w hotelu... no to już jest początek opowieści, gdzie nic, nigdy nie było normalne, a nieprawdopodobne zbiegi okoliczności jakoś ratowały nas z najgorszych opresji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz